środa, 7 marca 2012

Odpadliśmy, ale z podniesioną głową!


O krok... dokładnie tyle dzieliło nas od kolejnej rundy Ligi Mistrzów. Za sprawą doskonałej gry woń pełnych portek graczy Milanu będzie niosła się jeszcze długo po ulicach Londynu. Zabrakło niewiele, ale dla mnie emocje były godne niejednych finałów.

Mówiąc o wczorajszym rewanżu słyszało się wiele, ale żaden scenariusz nie zawierał takiego horroru, jaki się wydarzył. Mieliśmy przepaść  z kretesem, ewentualnie nikle wygrać, ale słowo 'awans' było zabronione w kontekście londyńczyków.  Każdy z nas miał inny przepis na odrobienie tych czterech bramek, ale większość zakładała świetny początek. Tak też Wenger ustawił piłkarzy, zaryzykował i od pierwszych minut zbierał owoc swojej odwagi. Tytaniczny pressing, zabójcza skuteczność zagrań szybko wysunęła nas na prowadzenie.

Na kilka godzin przed meczem umieściłem tekst, który miał tchnąć w nas wiarę. Milan wystąpił tam  dwukrotnie. Dwa razy w najnowszej historii włoscy piłkarze dopuścili się największego grzechu - a kara była najsurowsza. Sądząc po tym, powinni być przygotowani na kolejne takie okazje. Doświadczenie - jeden z elementów bycia niepokonanym. Początek spotkania jeszcze nie, ale po pierwszej, drugiej bramce widzieliśmy jak bardzo wszystkim Włochom trzęsły się nogi, ale wytrzymali. Świetnie grali  przede wszystkim nasi obrońcy. Bardzo pewnie, notując wiele przechwytów, błyskawicznie doskakiwali do przeciwnika. Widocznym skutkiem było totalne zniechęcenie choćby Ibrahimovicia, który będąc maksymalnie rozkojarzony zapomniał wszystkich swoich umiejętności.

Początkowe ustawienie zakładało maksimum wydajności. Gwałtowny pressing, równomierne przemieszczanie się i zagospodarowanie każdego metra boiska. Wielokrotnie obserwowaliśmy, że bezpańskie piłki wpadające na naszą połowę od razu padały łupem Songa czy AOC, którzy zabezpieczali tę wolą strefę między formacjami.

Rosicky - kolejna wielka postać wczorajszego wieczoru. Jak młody bóg. Jego kontrolowanie tempa, przepiękne obchodzenie się z piłką. Takiego rozgrywającego chcemy mieć i takiego potrzebujemy. Prawdziwy mózg drużyny, każde podanie przemyślane i dokładne. A trafiona bramka była majstersztykiem, technika godna pozazdroszczenia.

Wenger ma coś takiego, że potrafi rzucić odpowiedniego zawodnika na nową, niezbadaną dla niego pozycję. Oczywiście, zawsze wymaga tego sytuacja, ale już niejednokrotnie zdarzyło się, że to ciągłe odkrywanie horyzontów piłkarzy przynosiło wiele dobrego. Mam na myśli tutaj przede wszystkim Flaminiego. Zdarzało się, że Sebastian Larsson prezentował się super na boku obrony. W tym sezonie obserwowaliśmy już Yennarisa grającego na prawej obronie lepiej, niż etatowy Djourou. Wczorajszego  wieczora takim przypadkiem był Alex Oxlade-Chamberlain, który wydawało mi się grał takiego partnera Songa, chociaż w rzeczywistości był wszędzie. Kolejny, świetny występ młodego Anglika. Taki krok w stronę poważnego, dorosłego futbolu został zrobiony.

Nie chcę rozpaczać nad sytuacją van Persiego. Bardziej rozczarowała wcześniejsza akcja, wyjście dwóch na dwóch i niedokładne podanie Holendra do Rosicky'ego, a później odgwizdany faul na bramkarzu. Takie pomyłki jak późniejsza 'setka' się zdarzają. Robin miał tylko pecha, bo chciał dobrze i mądrze. Nie chcę go winić, bo przed identyczną robotą stanął Nocerino, który również spudłował w sytuacji, w której raczej nie można tego zrobić.

Końcowe słowa poświęcę najsłabszemu na boisku. Paradoksalnie, powinienem jego grę gniewnie przemilczeć - Gervinho. Najgorsza postać wczorajszego wieczora. Totalnie bezmyślna gra, idiotyczna. Nie mogłem tego oglądać. Raził mnie brak zaangażowania w defensywę, fatalne ustawianie się, a w decydującym momencie - 'setki' Robina - przegranie nam awansu. Iworyjczyk słynie tylko z jednego - szybkości, a akurat wtedy postanowił zabawić się w naśladowanie Henry'ego? Mistrza tego typu sytuacji. Najbardziej w tym wszystkim jednak razi Wenger i jego udawanie. Nie wierzę, że menedżer po prostu nie widzi teg, albo inaczej interpretuje grę skrzydłowego.

Nie udało nam się awansować z prostego powodu - brak zmienników. Nie da się tak dużo biegać, grać z takim zaangażowaniem i koncentracją przez 90 minut. Arsene nie miał przygotowanego planu B, z resztą nie dziwi mnie to. Po zejściu AOC i 'przyklejeniu plastra' na Rosicky'ego uleciał z nas ten duch, a może i ta wiara.  Brak odpowiednich zmienników - nie wierzę jak Park, który rozgrywa czwarty mecz, albo zupełnie nieograny Chamakh ma w takim meczu dokonać większego cudu niż cała jedenastka przez ogromną część meczu.

Dla mnie to Arsenal jest zwycięzcą. Taka dawka emocji, to coś więcej niż finał. Oczywiście, lekki niedosyt pozostaje, ale tutaj zawinił pierwszy pojedynek, a nie wczorajszy rewanż. Możemy być dumni z naszych piłkarzy! 

2 komentarze:

  1. "Rosicky jak młody bóg" :D
    A jeszcze nie tak dawno, gdy pisałem u siebie, że Rosicky wraca do dobrej formy kłóciłeś się ze mną, że wcale nie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, masz rację. Po prostu trudno mi było uwierzyć, że po takiej przerwie i z takiego dołka można jeszcze wrócić na szczyt, a może nawet grać jeszcze lepiej i pchać ten zespół razem z Robinem. Biję się w pierś :D.

    OdpowiedzUsuń