niedziela, 25 marca 2012

Spokojny, wiosenny spacerek


Kolejna gra, kolejne zwycięstwo. Siedmiu przeciwników na kolanach, siedem ściętych głów. Od marca 2007 roku nie mieliśmy takiej serii! W końcu udało się także skorzystać z sytuacji, jaką wypracowali nasi rywale, wcześniej mieliśmy z tym problemy. Relacja z meczu TUTAJ!

Dzisiaj zasiadłem przed telewizorem totalnie bez stresu. Piękne słoneczko za oknem zarówno u mnie, jak w Londynie, trzy punkty będąc w takim gazie - niemal pewne. Postawiłem jeszcze na bukmacherze malutki handicap, bo zwycięstwo nad Evertonem było pewne, ale nie do końca przekonywujące. I liczyłem na dobre widowisko.

Na wstępie powiem, że nie przeliczyłem się. Kanonierzy grali tak pięknie, że ten mecz mógłby się nie kończyć, a trwać i trwać! Niepokoiły mnie jednak dwie sprawy. Po pierwsze był to tzw. czarny Szwajcar niespodziewanie zajął szyki w naszej obronie oraz Emile Heskey, największa gwiazda angielskiej piłki. Bałem się, że nastąpi tzw. Heskey Time! Przecież Emile scores, when he wants...


Zniewaga tego wzroku powala! Nam jednak krzywda się nie stała. Najgroźniejszy i jedyny atak Anglika, na szczęście, skończył się na jadaczce Djourou, chociaż nawiązując do video powyżej, mógł zakończyć się znacznie gorzej dla naszego obrońcy... . Ogólnie, bawi mnie cały ten rozgłos wokół Heskeya, może napiszę coś o tym, na razie zostawmy.

Mówiąc o dzisiejszej grze, mogę tylko poruszać pozytywy. Taki największy leci pod adres Theo Walcotta. Nie wiem czy gdzieś po podmienili, czy może coś mu tam dokręcili w tej głowie, ale spokój jakim emanował Anglik, mądrość jego zagrań i skuteczność, jaką dzisiaj zaprezentował była wielce dla mnie zaskakująca. Przecież niejednkorotnie nazywałem go 'jeźdzcem bez głowy'. Teraz dodałbym, że mógłby pracować ze Świerczewskim i to jego 'na chaos' wykonywałby perfekcyjnie. Dzisiaj tego nie było. Wreszcie. Czy Walcott dorósł? Zaparzył sobie melissy? Jeżeli tak, to proszę - stosuj te czary przed każdym meczem. Dzisiaj byłeś wzmocnieniem i nawet nie godziłem się na Twoją zmianę, ale cóż... siły wyższe.

Tomas Rosicky, nasz drogi staruszek. Nie wiem czy nowopodpisany kontrakt ściągnął z niego tę presję, pozwolił odetchnąć, ale od Milanu oglądamy nowego piłkarza. 32 lata na liczniku, a po murawie biega jakiś dwudziestoparo latek. Ta wizja gry, ta lekkość podań, harmonia poruszania się z piłką... aż podrywała mnie z fotela. Z taką konkurencją wracający do gry Wilshere może mieć wielki problem ze znalezieniem miejsca w kadrze. Teraz środek pola mamy tak skonstruowany, mimo, że nazwiska jaj nie urywają, że ogląda się te spotkania z czystą, niekłamaną przyjemnością.

Słowko na temat Mikela Artety. W poniedziałek wkroczny na nowy etap swojego życia. Prawdopodobnie nie poczuje się gorszy, słabszy i smutniejszy, ale przekroczy magiczną barierę i wkroczy w trzydziestkę. Patrząc na metryki naszych zawodników, to o ile się nie mylę, będzie piątym zawodnikiem, który zapisze sobie trójkę z przodu. Mając styczność z tak młodymi zawodnikami, chociaż i tak ta średnia wieku ostatnio znacznie podskoczyła, jakieś ponure myśli mogą zakłębić się w jego głowie. Gratuluję pięknej bramki, w końcu wyszło, chociaż znacznie wcześniej też mogło zatrzepotać w siatce, a poleciało nad poprzeczką. Arteta dla mnie, od zawsze, to synonim słowa 'solidność'. Chętnie wystąpiłby w kadrze, gdzieś tam mniej lub bardziej się o nią ociera, ale hiszpańska ziemia nie wszczepiła mu tej genialności, w jakiej rozkwitał szereg innych piłkarzy określanych jako mediapunta - hiszpański wynalazek. Arteta, i w dzisiejszym meczu, pokazał górne granice tej solidności.

Cały ten entuzjazm kazał mi spojrzeć w górę, to podobno tam gdzie się marzy, niebo i te sprawy. Do City tracimy 12 punktów, osiem gier pozostało do końca zmagań. Gramy z nimi u siebie, już niedługo, bo 5. kwietnia. Wcześniej sprawdzimy QPR, co nie powinno być bardzo wymagające. Przy dobrych wiatrach, które teraz nam sprzyjają, 9 oczek w 8 grach jest aż nazbyt rzeczywiste i ta realność zaczyna mnie kusić! Inną bajką jest Manchester United, który przecież może uciec, a nam zostanie opadający po nich kurz. 

Jakość po raz kolejny zagoiściła na lśnącej zieleni Emirates Stadium. W tym wiosennym słońcu wygląda pięknie. Nie proście by została, cieszcie się, że jest!

1 komentarz: