Miałem mieszane uczucia co do tego QPR. Nazwiska znane, fakt. Z nawet to dużą przeszłością ekstraklasową. Jakieś gwiazdy, ale wszystko to zebrane pod banderą beniaminka, który był nieobecny przez 15 lat w Premiership. Wrażenie na mnie robi Adel Taarabt. Pamiętam taki mecz, jeszcze w barwach Tottenhamu, gdy pojawił się pod koniec spotkania i tak niesamowicie bawił się z przeciwnikiem, że było to śmieszne. Potem na zapleczu Premier League też rządził i dzielił. Teraz, jakoś jego blasku nie widać.
U nas, jak to u nas. Na prawej obronie stara bieda - nieszczęsny Johan. Nie wątpię w geniusz Wengera ani oceny naszych scoutów. Tylko czasami ci polecani piłkarze, to jednak takie sieroty, które nie rozwijają drzemiącego w sobie potencjału lub po prostu nie mają siły, by zabłyszczeć tak samo, jak będąc obserwowanym przez naszych wysłanników. Zamiast Gervinho awizowany Arshavin. Super, zostało mu niewiele czasu na udowadnianie, że należy mu się koszulka z armatą.
Z ciekawostek - Gramy przeciwko sobie dopiero dziewiąty raz. 1 zwycięstwo, 5 remisów, 2 porażki. Zdecydowanie najgorszy blians z drużynami obecnie grającymi w ekstraklasie. Goście z zachodniego Londynu po raz pierwszy zawitali na Emirates Stadium. Ostatni raz graliśmy ze sobą 15 lat temu, po goli Bergkampa wróciliśmy z jednym punktem.
Mecz zaczął się ślamazarnie. Nie miał kto dolewać oleju do naszych maszyn, więc początkowe chrzęsty, zgrzyty trzeba było przeboleć. Pierwszy celny strzał to Van Persie w 15. minucie. Sylwestrowy nastrój udzielił się większości na Ashburton Grove. Goście nie forsowali tempa, pozorowali buńczuczne zapowiedzi trenera. Jedynym zagrożeniem był Barton. Bo jakoś nie kojarzy nam się dobrze z niczym pozytywnym. I piłkarze o tym wiedzą. Zawsze przysparzał wiele kłopotów, jak nie indywidualnie, to jego drużynowo. Nowinka była taka, że urodziło mu się dziecko, ale nie oznacza to zmiany na lepsze. Bo dzisiaj (20. kolejka, QPR - Norwich, wyleciał po 15 minutach z boiska).
Zazębiało się po 25 minutach. Wtedy wiele okazji, ale rażąca nieskuteczność. Już mieliśmy takie mecze. To było dwa lata temu. "Nieskuteczny, jak Arsenal" było wtedy bardzo modne. Nasz kapitan powinien podwyższyć już przed przerwą, tylko gdyby nie ta presja rekordu....
Świetnie dyrygował Ramsey. Dużo pożytku z niego będzie. Miał jakieś uderzenia z dystansu. Klasycznie uruchomił Walcotta, który biegł sam na sam już od 30. metra. Nie trafił w bramkę. Jak on mógł być określany drugim Henrym? Pożytek z niego był taki, że Armand Traore ostatecznie potwierdził, że nie powinien grać u nas, nie radził sobie z "Kanonierami" na tej lewej flance.
Słówko o naszym Rosjaninie. Arshavin zaliczył asystę, szczęśliwą. Powinien był podać rękę Wrightowi-Phillipsowi po meczu. W przekroju całego meczu wyglądał dobrze. Nie porwał nas, a blasku potrzebuje. Wenger jest zadowolony, wie, że Andrej potrzebuje gry. Nie chcę by ten strasznie sympatyczny Rosjanin odchodził gdzieś.
Udało się Robinowi. Zapisał się w annałach Arsenalu, na Premiership nie starczyło już czasu. Dwa gole wcale nie były poza jego zasięgiem w tym spotkaniu. Ale presja, presja, presja. Od kilku kolejek widać to gołym okiem. Mam nadzieję, że teraz Holender wyluzuje się, choć zapowiada, że rekord Shearera pobije w 2012 roku. Daj mu Bóg zdrowie, bo tylko tego on potrzebuje. Już więcej nie zanudzamy z tym najlepszym strzelcem roku, bo od kilku meczów to jest zbyt dominujący temat. Dziękuję, Robinie.
Później na boisku pojawiła się moja zmora. Gervinho chciał, jak zawsze. Tylko nie wychodzi mu. Co jest przyczyną? Wynik powinien być znacznie wyższy, o dwa, trzy gole. Fakt, wszystkie okazje stworzył skrzydłowy, tylko też skrzętnie każdą zawalił. Nie podał, źle podał, za późno. A frustracja narasta. My to wiemy, bo lepiej mieć jedną, dwie okazje w meczu, niż dwanaście. Na szczęście gracze QPR nie popsuli mi tego dnia, nie zwiększyli tempa, było im wszystko jedno.
Słówko o sędziowaniu. Nie potrafię powiedzieć czy tak było zawsze, ale ten sezon to prawdziwe sędziowskie kompromitacje. Oczywiście nie mam tutaj na myśli tylko pojedynków z naszym udziałem. A, i nie mówię o drobnych pomyłkach. To są niepodyktowane karne (jak w tym spotkaniu w obie strony), źle podyktowane jedenastki (choćby Man UTD - Wigan), śmieszne czerwone kartki (MU-Wigan, czy poprzedni remis z Wolves). Z tym trzeba coś zrobić, bo od takich decyzji panów z brzuszkiem można ostro się zezłościć. Pan Atkinson skompromitował się w momencie, kiedy puścił grę po faulu Kościelnego, a po akcji, kartką upomniał Vermaelena. Mina lewego obrońcy mówiła takie popularne ostatnio "Are you fucking kidding me?"
Oceny:
Wojciech Szczęsny - 6
Johan Djourou - 5.5
Per Mertesacker - 6.5
Laurent Kościelny - 6.5
Thomas Vermaelen - 6.5
Alex Song - 6.5
Mikel Arteta - 7
Aaron Ramsey - 7.5
Theo Walcott - 7
Andrej Arshavin - 6.5
Robin Van Persie - 7
Thomas Rosicky - 6.5
Francis Coquelin - 7
Gervinho - 6
Arsene Wenger po meczu:
Jesteśmy w pierwszej czwórce. Zawsze mówiłem, że trzeba przyjmować krytykę i robić swoje: ciężko pracować. Dałem kredyt zaufania moim graczom. Byliśmy przecież w strefie spadkowej, a teraz wchodzimy do czwórki. To ten olśniewający duch drużyny zaprowadził nas tu, gdzie jesteśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz