Dobrze, że błękitna zabawka szejka Mansoura ciągle wygrywa. Jednak gdyby wcale nie odnosiła tych zwycięstw, gdyby, załóżmy, plątała się między górną a dolną połówką tabeli, to z Mario Balotellim, tak czy inaczej, miałaby pierwsze strony gazet i wielki szum wokół siebie. Teraz przynajmniej o „The Citizens” mówi się z podziwem, pompą i raczej pozytywnie. Przez pryzmat czarnoskórego piłkarza obraz jego drużyny mógłby ulec zmianie, a w tej sytuacji jego wyskoki dodają tylko humoru z odrobiną niedowierzania, wszyscy traktują je z przymrużeniem oka – do czasu, kiedy gra, a co będzie, gdy przestanie?
„Super Mario” na Wyspy przyleciał z łatką niechcianego dziecka mediolańskiego Interu. Wyrzutek, którego sam rozgłos był kłopotem dla dużo starszych i bardziej poważnych kolegów. Szybko powstająca machina w Manchesterze potrzebowała kogoś, kto w jakiś sposób zdejmie lub choć rozluźni atmosferę i presję wewnątrz drużyny. Oczywiście, nie możemy zapomnieć, że prócz diabelskiego charakteru, Mario to ciągle dobry piłkarz i obiecujący młodzieniec.
Mając na uwadze jego młody wiek, często mu się odpuszcza – szczególnie w Anglii. Już zaraz po przeprowadzce do „The Citizens” Balotelli rozbił auto. Policja niefortunnie znalazła w jego samochodzie około 5 tysięcy funtów, które piłkarz wiózł ze sobą. Pieniądze wzbudziły wiele podejrzeń, ale Mario skwitował to słowami: – Jestem bogaty, to sobie wiozę i pięć „kafli”. Podczas treningów piłkarz urządził sobie małe zawody w popularnego na Wyspach dartsa i postanowił uczynić z kolegów ruchome tarcze – rzucał lotkami w kogo popadnie.
Większość historii jest dobrze znana i w jakimś sensie skomentowana przez samego piłkarza. Niektóre zaś, jak choćby przebranie w Świętego Mikołaja i rozdawanie pieniędzy na ulicach miasta, to podobno bajki opowiadane przez kreatywnych dziennikarzy. Wokół włoskiego piłkarza narosło już wiele legend, nie sposób stwierdzić, które są prawdziwe, a które są wytworami dziennikarskiej wyobraźni. W prasie huczało także o tym, jak „Super Mario” dofinansował lokalną parafię, a chwilę później stawiał już kolejki w pobliskim barze.
Historie ze spaleniem własnej łazienki za pomocą fajerwerków i rozbudową przydomowego ogródka o tor do quadów były głośno omawiane. Tak samo, jak „szkolne” przygody. Raz podobno zaczepił młodego chłopaka, który błąkał się po centrum Manchesteru, będąc na wagarach, i zawiózł do szkoły. Innym razem tak bardzo musiał do toalety, że za potrzebą wkroczył w mury najbliższej szkoły i jak gdyby nigdy nic, skorzystał z tamtejszego WC.
„Super Mario” wielokrotnie przepraszał i bił się w pierś. Tak samo było w Interze, kiedy publicznie pokazywał się w trykocie „Rossonerich”, ale były to puste słowa. Sam Roberto Mancini, już w Manchesterze, wypowiada raczej ciepłe słowa pod adresem swojego zawodnika: – Głównym problemem jest jego wiek, w którym każdy popełnia jakieś błędy. Mario to Mario, jest szalony, ale bardzo go lubię. Jest bardzo sympatycznym człowiekiem.
W tym sezonie „złoty” chłopak odpłaca się menedżerowi nader chętnie i szczodrze. Mimo niewielu szans, jakie otrzymuje, ma na swoim koncie 17 bramek w 30 spotkaniach, biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki. Zdecydowałem się na artykuł o krnąbrnym Włochu dlatego, że w tej fazie sezonu Balotelli może okazać się zbawienny dla swojego pracodawcy. W ostatnim spotkaniu już pokazał, że potrafi. Być może, prócz ciągłych śmiechów i poklepywań po plecach, Mario poczuł ukłucie odpowiedzialności, tak dla niego odległej i nieznanej.
W międzyczasie Mario zdołał jeszcze trzy czerwone kartki, stanąć w szranki z Micah Richardsem na treningu i przyznać w mediach, że kompletnie nie wie kim jest Jack Wilshere. Z najnowszych newsów wiemy, że jakby jego menedżer, Roberto Mancini jeszcze grał w piłkę, albo taki zawodnik jak "Super Mario" rywalizowałby na boisku około 10 lat temu, gdy włoski szkoleniowiec czynnie futbolówkę kopał, to oberwałby co trening po głowie za takie zachowanie. Przygody czaronoskórego biedactwa zostały zauważone przez wielkich artystów muzycznych, którzy lubując się w muzyce nad wyraz poważnej nagrali utwór zatytuowany "Why always me?"
Podsumowując, Mario Balotelli uczynił Premier League weselszą. W Anglii każdy sprawy związane z futbolem bierze nader poważnie, dlatego coraz nowsze wybryki włoskiego napastnika z pewnością rozluźniają atmosferę. Nawet dzisiaj, z samego rana, znów było głośno o Mario. Tak samo, jak podczas pierwszych kroków w Manchesterze, tak teraz zaliczył wypadek jedną ze swoich wypasionych fur. Chcąc nie chcąc, znów pojawił się na pierwszych stronach gazet. Dla tak szalonego człowieka, jakim jest Mario Balotelli, nagłe zamieszanie wokół jego osoby może dodać mu animuszu w kontekście boiskowej formy. A tego potrzebuje zarówno Mancini, jak i całe „The Citizens” – jak nigdy wcześniej. Możemy być spokojni, że „Super Mario” znów coś zmajstruje – albo we własnym życiu, albo hattrickiem w najbliższej kolejce…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz