poniedziałek, 26 grudnia 2011

Niewypały roku 2011

Koniec roku sprzyja wszelkim podsumowaniom czy zestawieniom. Tak trzeba, by w pełni rok 2011 został zamknięty, trzeba w jakiś sposób go scharakteryzować. Pomyślałem, że ja zrobię to w dwóch tekstach. Smutnym i szczęśliwym. (zawsze wolałem najpierw złą wiadomość, później tę pozytywną) A samo słowo 'niewypał' świetnie pasuje do naszej drużyny, nabiera innych, czysto arsenalowskich znaczeń. Zaczynamy!

Rok 2011 zaczął się obiecująco, bo od zwycięstwa nad Birmingham 3:0. Powiadają, jaki pierwszy dzień, taki cały rok. Później już tak kolorowo nie było.

Największy pech - wylosowanie Barcelony 


Cały styczeń mamy świetny. W lutym przydaża nam się pamięty remis w Newcastle, kiedy prowadząc 4:0 (po 26 minutach) wywozimy tylko jeden punkt z St.James' Park. W Lidze Mistrzów zostaliśmy wyprzedzeni przez Shachtar Donieck i to świadczy o tym, że w dalszej części turnieju możemy mieć kłopoty. Do wylosowania był Real, Milan, Tottenham, Bayern, a my dostaliśmy Barcelonę. Barceloną, z którą przegraliśmy finał w 2006 roku, z Barceloną, z którą już mierzyliśmy się w poprzednim sezonie.  Media po raz kolejny zapowiadają, że  pojedynek najpiękniej grających, być może przedwczesny finał. Ja wierzę, że może się udać. Nawet u bukmachera byłem! W pierwszym meczu, u nas, pokazujemy, że tym razem będzie inaczej! Zwycięstwo 2:1, bramka Arshavina i van Persiego. Dwa trafienia w 5 minut! Budowanie potęgi  Wojtka Szczęsnego. Pamiętam, jak płaczę po końcowym gwizdku, tylko tym razem są to łzy szczęścia!









Wielkie nadzieje, ale też wielkie obawy towarzyszą nam na Camp Nou. Pisano, że śmielismy postawić się Barsie, to teraz zostaniemy ukarani. I tak się stało. Przegrywamy 3:1. Zostaliśmy zupełnie zdominowaniu i znów odpadamy, zbyt wcześnie, z Ligi Mistrzów. Niesłusznie, bo gdybyśmy zostali skrzyżowani z innym zespołem, przeszlibyśmy go i rywalizowali dalej. 


Najdotkliwszy błąd - wyrzucenie van Persiego w meczu rewanżowym


Gdyby nie ten sędziowski błąd Massimo Busacci to historia potoczyłaby się inaczej. Trzy minuty po wyrównaniu, samobójczej bramce Busquetsa Robin zostaje wyrzucony z boiska za drugą żółtą kartę. Za co? Kopnął piłkę go gwizdku sędziego. Sekundę po jego gwizdku, na Camp Nou, wśród 95-tysięcznemu tłumowi, który żywo dopingował tego wieczoru.









Największe rozczarowanie - finał Carling Cup

W międzyczasie pojedynków z Barcą, dochodzimy do finału Carling Cup. Najmniej prestiżowe rozgrywki, w których bieżemy udział, ale szansa na trium jest ogromna, bo mierzymy się z dużo słabszym Birmingham City. W koncu jest szansa na trofeum. Wszystki zarzuty co do Wengera, co do drużyny teraz mogą na chwilę ucichnąć. 
Zaczynamy mecz bardzo źle. Wielki Nikola Żygić strzela gola po dwóch kwadransach gry. Gdyby był Mertesacker, taki błąd obrony by się nie zdarzył, jestem pewnien. Jednak gramy coraz lepiej. Najważniejsze, że na murawę wyszła lepsza jedenastka, nie ta, która pokonywała kolejnych przeciwników w drodze na Wembley. Po pięknym strzale Wilshere'a piłka pada w poprzeczkę, Arshavin zbiera niczym w NBA i dośrodkowuje, van Persie dokłada nogę i mamy remis. Wtedy jeszcze Rosjanin grał w piłkę. Jednak co zrobili Polacy w 89. minucie to ja nie wiem... Obrzydliwy błąd kosztuje nas puchar. Wygrało kiepściutkie Birmingham, które potem spadło z ligi..










Największy niedosyt - brak wzmocnień w zimowym okienku transferowym

Okienko transferowe jest jak wolne od szkoły - w lato i w zimę. Kiedy Mercato zbliżało się wielkimi krokami, każdy z nas wymyślał coraz to nowe nazwiska, które chętnie widziałby na Emirates. Tak, jak prasa, która nie ustawała w plotkach. Jednak Boss stwierdził, że dysponuje odpowiednimi osobami, na odpowiednich stanowiskach, dlatego wielkich transferów nie będzie.

Największy smutek - odejście Fabregasa 

Po sezonie, kiedy kibice już zasiadali przed telewizorami, by śledzić dalszą część sagi pt' "Przyszłość Fabregasa", okazało się, że transfer jednak dojdzie do skutku. 30 milionów funtów wydawało się zbyt niezadowalającą kwotą za Hiszpana. W jednej chwili straciliśmy grunt pod nogami. Arsenal stracił swojego dowdódcę. Wiecie do kogo strzelali sowieccy snajperzy w czasie wojny? Do dowódców, bo przerażona banda żołnierzy bez charyzmatycznego człowieka z autorytetem popada w ogromny chaos. Tak też było u nas. Arsenal został rzucony na głęboką wodę i w desperacji nie nauczył się pływać. Skutkiem tego był fatalny początek. Najgorszy od kilkudziesięciu lat. 

Najgorszy mecz - Manchaster United 

Wszystkie przygotowania do sezonu robione na ostatnią chwilę, pod wpływem emocji. 0:2 z Liverpoolem w drugiej kolejce trochę mnie przestraszyło, ale tłumaczenia: dopiero początek, dużo nowych zawodników... poskutkowały. Tydzień później przyszło nam jechać na Old Trafford. Nawet nie wiem, jak to nazwać. Masakra, klęska, rzeź, to jak dla mnie zbyt mało i zbyt popularne słowa. Hekatomba! W każdym bądź razie mecz mógł się potoczyć inaczej, gdyby nasi piłkarze strzelali celniej. Ale "Diabły" tego dnia zrobiły prawdziwe piekło. Straszni grzesznicy z tych naszych piłkarzy...









Najgorsza bramka - Carl Jenkinson 

Na szczęście mało znaczący samobój w sparingu z FC Köln. Nowy nabytek Arsenalu Carl Jenkinson trafił w  naprawdę dziwny sposób. Jaki gol, taki transfer...









Najgorsze tranfery: 

Tak się składa, że w kończącym się roku doczekaliśmy nowych piłkarzy i to kilku. Postanowiłem wybrać trzy bardzo subiektywnie najgorsze 

3. Park Chu-Young - strzelec 12 goli w spadkowiczu z Ligue 1. Kupiony za 3,4 miliona funtów. Egzotyczny Koreańczyk jest zupełnie nieprzygotowany do gry w Premiership. Zagrał tylko trzy mecze, jeden w LM, dwa w pucharach krajowych. Raz trafił do siatki. Jednak w lidze jeszcze nie zadebiutował. Na szczęście Robin jest ciągle zdrowy i los nie każe nam odczuwać jego braku. 

2. Carl Jenkinson - młody Anglik zbyt bardzo zawrócił w głowie Wengerowi, że ten tak chętnie go wystawiał. Wiadomo, czasem nie było innej możliwości, ale ta bramka wyżej pokazuje zdolności nastolatka. Przyszedł z Chartlonu za milion funtów. To on został największym winowajcą po tęgim laniu w Manchesterze. 

1. Gervinho - fakt, początek sezonu miał całkiem niezły, ale już w debiucie wyleciał z boiska zachowują się jak nieopierzony dzieciak (chociaż jego fryzura mówi nam co innego). Później było już tylko gorzej. Przyszedł za dość duże jak na nas pieniądze. W końcu mistrz Francji, a z żadnej strony tego nie wiadć. Ostatnie mecze w wykonaniu Iworyjczyka to jakieś nieporozumienie. Dla mnie najgorszy transfer tego roku.

Najgorszy piłkarz 

Muszę powiedzieć, że bardzo ciężko nadać tytuł w tej kategorii. Nazwisk w głowie mam kilka, ale zbyt mało, by ułożyć z tego 11nastkę.
Vito Manonne - Włoch zagrał tafalnie, w meczu swojej szansy, mam na myśli ostatni mecz gropu stage Champions League. Potwornie było patrzeć na jego zachowanie. Jest już w naszej drużynie od jakiegoś czasu, ale nie słychać, by coś mówił, nie słychać, by coś robił. 
Carl Jenkinson - o Angliku pisałem już wyżej.
Laurent Kościelny - pamiętam, że Francuz miał bardzo ciężki początek sezonu, co premiuje go do tego, by małym druczkiem wpisać jego nazwisko właśnie w tej kategorii.
Gervinho - również pisałem o nim wyżej
Andrey Arshavin - z Rosjaninem jest taki problem, ze od pół roku nie widać go na boisku, dlatego pojawia się tutaj za drugą część sezonu. Pod żadnym pozorem nie przypomina nam tego zawodnika, który choćby asysotwał w finale CC czy strzelał gola Barcelonie. Nie mówi o poprzednim roku, gdy robił życiówki z Liverpoolem. 
Carlos Vela - mimo, że cały czas spędza na wypożyczeniach, to nie broni go to przed znalezieniem się tutaj. W drużynie jest już od 6 lat. A w ogóle go nie widać. Boję się, że skończy jak Merida, czyli za darmo odejdzie od rodziny, która go wychowała, a on - najprościej nie był jej godzien.

Najgorsza fryzura 

W tej kategorii w połączeniu z bardzo słabą grą wygrywa Gervinho. Za nim plasuje się Bacary Sagna, a najniższy stopień podium przypadł Arshavinowi i Songowi. Temu ostatniemu pod uwagę bierzemy tylko włosy, a nie sportową formę. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz