czwartek, 22 grudnia 2011

Tylko dzięki szczęściu


Mimo śniegu i mrozu za oknami, Premiership wkracza w najgorętszy dla siebie okres. Fakty z poprzednich lat mówią, że jeśli coś nie stało do świąt, to raczej do końca sezonu już się nie zmieni. Specyfiką okresu świąteczno-noworocznego są częste mecze, niemal co trzy dni. Preludium tego był wczorajszy mecz z Aston Villą. Relacja z meczu TUTAJ!


Po meczu z Man City Wenger powiedział, że mimo chęci nie wygramy ligi, bo potrzebne są punkty. Po meczu z AV stwierdzam - punkty są, chęci jakoś uleciały...

Największą naszą zmorą, i to jest fakt, najbardziej bolesny, nie jest małe doświadczenie, nie jest gryzipiórczy wiek. Co roku do naszych zawodników podkrada się taka mała czarna personifikowana śmierć z kosą i gdzieś tam zrywa im te mięśnie, więzadła, skręca kostki czy łamie coś. Raz jest to później, raz wcześniej, ale przychodzi zawsze. Z braku laku na Villa Park musieli wybiec tacy piłkarze jak Frimpong, który Songa przypomina tylko z koloru skóry i postury ciała oraz Coquelin. Od razu przypomniał mi się Flamini, który rozegrał więcej spotkań na wszystkich pozycjach, tylko nie na swojej nominalnej. Nawet trzeba mu oddać, że grając na lewej obronie robił kawał dobrej roboty. Czyżby Coquelin rozpoczął swoją karierę zapchajdziury?
Być może, ale kariery jak wyżej wspomniany Francuz nie zrobi. Wczoraj inny Francuz - N'Zogbia tak potężnie wkręcał w ziemie młodziutkiego zawodnika, że pewnie kręci mu się w głowie jeszcze dzisiaj. Założona klasyczna "siatka"była maksymalnym upokożeniem, dopełnieniem fatalnego występu.


 Ten mecz uświadomił mi kilka faktów. Po pierwsze: Nie mamy wielkich piłkarzy. Arsenal, który biegał po boisku jeszcze kilka sezonów temu to przeszłość. Dzisiejsza drużyna, owszem, to wielkie nazwiska, ale ciągle zbyt małe, słabe i wątłe, by nie wspominać z rozżewnieniem przeszłości. Słusznie dowódcą stada został van Persie, który jest najlepszy, nadroższy i najbardziej znany z tej paczki. Chociaż wczoraj i tak za wiele nie pokazał, choć starał się jak mógł. Niestety, nie jest to napastnik pokroju Henry'ego, który goniąć 40 metrów za rywalem potrafi pozbawić go futbolówki, przebiec kolejne 60  i trafić do siatki. Muszę stwierdzić, że nasza moc spada, nie tylko z powodu wielkiego skoku rywali, jaki robią co sezon, ale też z własnej winy.

Arsenal zaczął grać wczoraj w piłkę dopiero około 30 minuty meczu. Było już więcej podań, akcje budowane były w sposób, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Tylko żaden z naszych piłkarzy nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności za grę. Nie było architekta, stąd taka, a nie inna decyzja Wengera. Wprowadził aż 3 zawodników drugiej linii.  Piłką zaczął operować trochę Rosicky, ale w dalszym ciagu ataki były ślamazarne, zbyt czytelne. 


Każda bramka była konsekwencją czegoś. Rzut karny wyszedł dzięki cudownej sztuczce technicznej Walcotta. Anglik zadziwia, bo jego forma jest strasznie trudna do oszacowania. Świetnie gra z Evertonem, po to, by kilka dni później nie istnieć na boisku z City. Teraz wypracował bramkę i miał doskonąłą okazję chwilkę później.
Strata gola wzięłą się z braku koncentracji obrony. O ile przez cały mecz jakimś cudem udawało się wybić piłkę, włożyć nogę czy przepchnąć rywala, to zaraz po przerwie piłkarze zagrali jakby od niechcenia. Vermaelen za krótko podał głową do Mertesackera (wcześniej Kościelny przegrał pojedynek o górną piłkę). Jednak to zagranie jakby było wpisane w naszą grę, bo co chwilę straty futbolówki były wynikiem nieprzemyślanych zagrań. "A nie chce mi się" powiedziaieli wszyscy poza Szczęsnym (który po raz kolejny ratuje nasz zespół) i van Persim (bo Holender bardzo chciał, było to widać choćby jak dostał kartkę za rzekomą symulację).


Nigdy, przenigdy, Arsenal grając ze średniakiem nie miał tak fatalnego posiadania piłki. Statystyki w doskonały sposób podsumowują moje słowa. Pisałem wyżej o kilku rzeczach, które zrozumiałem. Oto kolejna z nich - nie potrafimy wykorzystać przwagi wzrostu przy rzutach rożnych. Ktoś mi powie - panie, przecież padł gol po kornerze. Tak - strzelił go Yossi, który mierzy 178 cm. wzrostu. Mamy przynajmniej trzech zawodników, którzy świetnie grają w powietrzu. Dodać trzeba, że nasz niemiecki obrońca Per Mertesacker jest o 20 centymetrów wyższy od Yossiego, co czyni go drugim wieżowcem w PL.

Patrząc na grę naszych obrońców jestem spokojny, że chociaż z tyłu grać głową potrafią. Nie da się ukryć tego, że nasza defensywa poczyniła pewne postępy. Gdybyśmy przegrali z Man UTD na początku sezonu w bardziej ludzkim wymiarze, to liczba straconych goli nie byłaby aż taka tragiczna, jaka jest teraz. (25, nawet 11. Everton ma tych bramek mniej). Nadzieję daje fakt, że jeżeli wrócą nominalni boczni obrońcy, to ta gra z tyłu będzie bardziej uporządkowana i po prostu bezpieczna.

Oczywiście nie można przemilczeć rezerwowych, a tym bardziej strzelca gola. I tutaj też dwa odmienne spojrzenia. Nasza ławka rezerwowych jest bardzo, bardzo kiepska. Dalczego? Bo jeżeli byłoby inaczej, to od pierwszego gwizdka z tunelu nie wychodziłby Gervinho. Iworyjczyk musi grać, bo mimo tego, że gra fatalnie, każdy inny, kto mógłby go zastąpić gra jeszcze gorzej. Taki Arshavin, dajmy na to. Z każdą minutą na boisku, z każdym kontaktem z piłką utwierdza mnie w przekonaniu, że póki Rosjanie dają kasę, trzeba się go pozbyć, bo mimo całej sympatii, dla niego nie ma już tutaj mniejsca. Jeżeli oburzyłeś się stwierdzeniem
o niedosycie wielkich piłkarzy - przemyśl to w tym miejscu raz jeszcze. Ale rzecz sprowadza się własnie do Benayouna -piłkarza, który miał u nas z powodzeniem znaleźć formę po bardzo brzydkiej kontuzji. I gdzieś tam, coraz bardziej przypomina sobie, jak się gra porządnie w piłkę. W meczach "drugiej kategorii", jak pojedynki w CC, FA Cup czy "o pietruszkę" w LM, to Izraelczyk dyryguje, bryluje, strzela. I to jest niepodważalny powód, dla którego już od następnego meczu Yossi zasłużył, by posadzić na ławcę żenującego Gervinho.

I na koniec. Van Persie dogonił już wyczyn Henry'ego. Do pobicia rekordu wszechczasów ustanowionego przez Alana Shearera brakuje mu 3 trafień. A na to ma dwa mecze: z Wolverhamptons i QPR. Cel zatem wydaje się baaardzo bliski!

Oceny:
Wojciech Szczęsny - 7
Francis Coquelin - 4.5 
Per Mertesacker - 6.5
Laurent Kościelny - 6.5
Thomas Vermaelen - 6
Theo Walcott - 7
Aaron Ramsey- 6
Emmanuel Frimpong - 5
Mikel Arteta - 6
Gervinho - 5.5
Robin van Persie - 7

Thomas Rosicky - 6
Andrey Arshavin - 5.5
Yossi Benayoun - 7


Wenger po meczu:
- Dziś zdobyliśmy dwa gole po stałych fragmentach gry, co jest u nas zdecydowanie rzadkością. W zasadzie dokonaliśmy czegoś historycznego!

Naturalnie na dole strony jest już skrót z wczorajszego meczu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz