wtorek, 24 stycznia 2012

Czy Wenger ma jeszcze jaja?


Szalony naukowiec czy elegancki staruszek z melonikiem? Człowiek z żelaznymi zasadami czy buntownik? Arsene Wenger ma wiele twarzy, jednak coraz częściej każdą z nich musi ją chować w dłonie. Właśnie mija 15 rok, od kiedy pojawił się w północnym Londynie.


Lubimy wielkie postacie. Chętnie operujemy i odnosimy się do symboli. Niewątpliwie jednym z nich, obok wielkiej, mosiężnej armaty jest chuderlawa postać Arsene'a Wengera. Od półtorej dekady trwa jego romans z "Kanonierami". Jubileusz bardzo przyjemny i chlubny, tylko, że akurat musiał się przytrafić w tym przygnębiającym sezonie. Może wpis powinien brzmieć inaczej. Czy Wenger kiedykolwiek miał jaja? Może tak? Albo: Coś Ty, Arsene narobił?

Należę do twardych zwolenników naszego francuskiego menadżera. Cieszę się, że dowodzi nami tak wybitna postać. I muszę szczerze przyznać, że nie wyobrażam sobie kogoś innego siedzącego obok piłkarzy, kopiącego butelki wody mineralnej czy pospieszającego z pretensjami do sędziów technicznych. Oczywiście, nie znaczy to, że muszę przyjmować każdą jego decyzję z uśmiechem i aprobatą.

Dzieje się źle. Często czytam różne komentarze pod artykułami na przeróżnych portalach (również zagranicznych) i widzę, co ludzie, uważani, oczywiście, za sympatyków Arsenalu, potrafią wypisywać o trenerze. Błoto i pomyje, w których go taplają cuchną okropnie. (jednak to chyba mało poważny argument). Cieszę się, że ostatni bastion zwolenników Wengera ciągle jest i trzyma się dobrze. Chociaż pamiętam, że kiedyś na stadionie widniało o wiele więcej transparentów 'in Arsene we turst'.

 Ta wiara, w każdym z nas, była ogromna, ale jednak z sezonu na sezon, z meczu na mecz - maleje. Większość z nas, kibiców, po prostu przestaje rozumieć decyzji podejmowanych, słów wypowiadanych czy bierności, jaką serwuje nam ten wiecznie elegancki menadżer. Dlatego pytam: kim jest w dzisiejszym futbolu Arsene Wenger?

Samozniszczenie, jakiego dokonuje francuski menadżer jest bardzo bolesne. Maszyna do zwyciężania, którą budował przez trzy, cztery lata, działała sprawnie, aż zacięła się na amen sześć lat temu. Trzeba dodać, że na własne życzenie menadżera. Co okienko transferowe przeżywamy to samo - łudzimy się, że ktoś przyjdzie, jednocześnie mocno wierząc, że nikt z mocarzy nie zgłosi się po nasze największe gwiazdy. Przed rozpoczęciem rozgrywek chciwie nasłuchujemy: o co będziemy walczyć, co możemy osiągnąć. Voila! Pętla domknięta. I tak od co najmniej dwóch, trzech lat.

Każdy z nas widzi, a nasza drużyna boleśnie doświadczyła, że futbol się zmienił. Wśród rozgardiaszu nienormalnych właścicieli, jesteśmy ostatni, którzy nie zostali dotknięci chorobą wydawania milionów. Ale bez tego nie przetrwamy, a cała pierwsza runda spotkań była ostrzeżeniem. Przecież to nie kto inny, jak piłkarze Wengera wspinali się z 17. miejsca w tabeli. Więc ja nie rozumiem - czemu? W imię własnych zasad czy eksperymentu? Przetrwamy czy nie?

Najboleśniejszy jest fakt, że po raz kolejny odbieramy lekcję futbolu od Manchesteru United - klubu, który prowadzi sir Alex Ferguson, jeszcze większy elegant, jeszcze starszy mężczyzna. I chyba wypada powiedzieć - mądrzejszy facet, któremu przystosowanie się do brutalności obecnego futbolu nie poszło po grudzie. I teraz wiekowy trener "Czerwonych Diabłów" zbiera kokosy - jest drugi i ciągle uczestniczy w walce o Mistrza Anglii. Czujecie ten zapach? Bo ja już go nie pamiętam...

Więc pytam: Czy Wenger ma jeszcze jaja? Czy ma wystarczająco dużo w spodniach by coś z tym zrobić? Przegraliśmy trzy spotkania z rzędu - pierwszy raz od kwietnia 2007. W całej lidzie mamy już osiem porażek - dokładnie tyle samo, co ósme Stoke, dwunaste Fulham czy trzynaste Swansea (kolejno: najwięksi rzemieślnicy, wieczny średniak i beniaminek). Domeną mężczyzny jest działanie. Kiedy jest źle, trzeba działać, zapobiegać! A nasz francuski elegant ? Chowa głowę w piasek. "Zagraliśmy cudownie, ale przegraliśmy - znów ci przeklęci sędziowie". Wieczna ta sama papka.

Jestem pewien, że jakbyśmy prowadzili 2:0, 3:0, to jedna czy dwie błędne decyzje arbitrów nie miałby wpływu, ale kiedy po lewym skrzydle biega Gervinho, a z ławki wchodzi wielki joker Chamakh, to trzeba usprawiedliwiać nieudolność własnych zakupów.  Krzyknij dwa razy, spójrz Andrijowi w oczy. Opieprz Ramsey'a, odsuń od drużyny Djourou, bo ile można tracić przez niego punktów? Pokaż, że masz jaja. I nie bój się działać! Nie bój się kupować! Doprowadziłeś drużynę na szczyt, więc wiesz jak to się robi. Uwierz w siebie i powtórz to!

***
Panował okropny mróz, do tego zerwał się potężny wiatr. Mała, drewniana chałupka na końcu świata ledwie wytrzymywała te sprośne żarty Matki Natury. W domku, jak co wieczór, świeciło się nikłe światło jednym z okien. Każdy, któremu udało dotrzeć się w pobliże Majestatu, wiedział, kto tam się ukrywa. 

Arsene Wenger zapadł w przyjemną drzemkę. Po raz kolejny zapomniał o seven o'clock i nie nastawił imbryka. Ale kogo to teraz obchodziło. Był z dala od świata i przyjemnie kołysał się w fotelu bujanym przy akompaniamencie wesołych iskierek z kominka. Tak bardzo uwielbiał te chwile, kiedy śnił o swoich wielkich, lśniących pucharach, na szyi dyndały mu złote medale, a tysiące ubranych na czerwono ludzi skandowało jego imię. Wiedział, że to przeszłość i nic już takiego nie wróci. Tylko tutaj, schowany na końcu świata dalej grał w swoją piękną grę i nikt mu nie przeszkadzał. Tak samo, jak do ciepłego wnętrza domu pośród burz i śnieżyc zimno nie miało wstępu...

3 komentarze:

  1. Podobnie jak Ty, jestem zwolennikiem Arsene'a, choć raczej mniej krytycznym. Rozumiem rozgoryczenie, też czasem jestem. Moim zdaniem Chamberlain jest gotów na grę w pierwszym składzie. Jeśli gra się w ten sposób w meczu takiej wagi, to o czymś świadczy. Wolę jego niż Walcotta czy Arshavina. Ogólnie jednak nie wyobrażam sobie, by nagle Arsenal miał zacząć sprowadzać byle talent za 60 mln. Mnie osobiście ta brutalność dzisiejszego futbolu się nie podoba. Być może też nie mam jaj, ale tak uważam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie to, że Wenger został "ostatnim sprawiedliwym" świadczy, że ma jaja. On nie odejdzie z klubu póki nie udowodni wszystkim, że jego sposób może przynieść trofea. To nie Wenger nie ma jaj. Zabrakło ich Flaminiemu, Hlebowi, Fabregasowi, Nasriemu... Arsene ma jaja i mówi: Chcesz, to odejdź, my i tak będziemy się bić o mistrza.
    Ok, pozycja w lidze jest słaba, ale pierwsza czwórka jest jak najbardziej w naszym zasięgu. Wyobraźmy sobie, że po sezonie nie odejdzie ani Song, ani Van Persie, zdrowi będą Wilshere i Verma, a Chamberlain zawita do pierwszego składu. Do takiej mieszanki wystarczy dokupić napastnika i mamy drużynę zdolną walczyć o mistrzostwo. Według mnie to jest tak, że oni w końcu się przełamią, myślałem że już w poprzednim sezonie wygrają CC, ale jeśli w końcu zdobędą trofeum to wiara w siebie, głód sukcesów + Wenger = nowa era Invincibles!
    Ja w to wierzę, pamiętaj: In Wenger we Trust!

    OdpowiedzUsuń
  3. Do obecnej sytuacji Wengera pasują mi słowa z "Raportu oblężonego miasta" Zbigniewa Herberta :
    "mam być dokładny lecz nie wiem kiedy zaczął się najazd
    przed dwustu laty w grudniu wrześniu może wczoraj o świcie
    wszyscy chorują tutaj na zanik poczucia czasu

    pozostało nam tylko miejsce przywiązania do miejsca
    jeszcze dzierżymy ruiny świątyń widma ogrodów i domów
    jeśli stracimy ruiny nie pozostanie nic"

    "i tylko sny nasze nie zostały upokorzone "

    Wenger stracił poczucie czasu, zapomniał o swojej misji, idei i pomyśle na ten zespół. Pozostało mu tylko miejsce i przywiązanie do Arsenalu, tak samo jak działaczom przywiązanie do Wengera. Jego cudowna wizja już się nie sprawdza. Zostaliśmy zjedzeni przez United na czele i szereg innych, dużo słabszych drużyn. Dlatego tylko jego sny nie zostały upokorzone. Typowy tragizm sytuacji obserwujemy teraz w naszym klubie.

    OdpowiedzUsuń