poniedziałek, 20 lutego 2012

Sylwetka Tygodnia: Chluba stolicy Królestwa


Dawne dzieje futbolu skrywają wiele fascynujących momentów, które mocno przywalone kurzem są na najlepszej drodze do zapomnienia. W latach międzywojennych po angielskim błocie biegał ten, który był w wielu dziedzinach pierwszy, a jego momenty chwały trwają po dziś dzień w sercu dwóch nienawidzących się zespołów.

Świat jak piłka – okrągły, ciągle w ruchu. Nie lubi stagnacji, nie może się przecież zatrzymać. Było to jeszcze 50 lat przed dogłębną i szokującą diagnozą Billa Shankly’ego – „piłka nożna to sprawa o wiele ważniejsza niż życie i śmierć”. W młodzieńczych latach bohatera tekstu futbol był miłą rozrywką, dosyć już znaną i lubianą, ale dalej w znacznej mierze zabawą niż sposobem na życie.

Ted Drake na świat został zesłany jeszcze przed Wielką Wojną, w 1912 roku w Southampton. Szybko został pochłonięty przez kopanie skórzanej kulki. Mimo narodzin w tak sportowym mieście, w którym „The Saints” przygotowywali się do obchodzenia 30. urodzin, swój debiut Drake zaliczył w niedalekim Winchester City. Wybrał mądrze, bo drużyna, chociaż z nazwy, kojarzyła się ze świetnymi, acz niebezpiecznymi strzelbami. Niewątpliwie Drake’owi został tam nastawiony celownik, ale dowieść tego miał jeszcze czas. Niewiele brakowało, a już jako mały chłopak zasiliłby stołeczny Tottenham. Do przeprowadzki nie doszło, bo mały Drake doznał kontuzji przed samymi „kogucimi” testami.

Mając 19 wiosen na liczniku, chłopak wrócił do swojego Southampton i zasilił szeregi „Świętych”. Debiutował w drugiej lidze jeszcze w tym samym roku, stając się podstawowym graczem. Na The Dell występował jeszcze przez trzy lata. Kuszony wcześniej przez wielkiego Herberta Chapmana przeprowadzką do stolicy, odmówił i strzelał dalej. W ostatnim sezonie z 22 trafieniami na koncie (niewielką liczbą) sięgnął po koronę strzelców przedsionka ekstraklasy. Drużyna z południa wyspy zgrywała hardą do czasu, aż londyńczycy wycenili piłkarza na 6,5 tysiąca funtów. Klub stracił swą świętość, mając do czynienia z tak dużymi jak na tamte czasy pieniędzmi, i połasił się na sprzedaż wschodzącej gwiazdy.

By uzmysłowić awans Drake’a, trzeba nakreślić ówczesną sytuację „Kanonierów”. W 1934 roku nieoczekiwanie ze światem pożegnał się wielki futbolowy rewolucjonista – Herbert Chapman. To on poprowadził Arsenal do pierwszych prymatów – Puchar Anglii w 1930 roku, mistrzostwo kraju rok później i kolejne za następne dwa sezony. Chapman dostosował swój zespół do zmieniających się reguł o ofsajdzie (zmiana z trzech graczy przeciwnika na dwóch), jako pierwszy korzystał z pomocy fizjoterapeuty, unowocześnił stroje piłkarzy z królewskich zakładów zbrojnych. Na kapitański mostek Arsenalu wkroczyło dwoje ludzi: George Allison, dziennikarz i dyrektor Arsenalu, i Joe Shaw, który już z Drake'em w składzie obronił tytuł mistrzowski. Sam piłkarz nie został nagrodzony, do drużyny dołączył bowiem zbyt późno.

Transfer „Świętego”miał załatać dziurę po Jacku Lambercie – strzelcu kalibru wielkiego, mającym na koncie 147 występów okraszonych 98 trafieniami. Drake dowieść wielkości miał już w kolejnym sezonie. Przełom lat 1934 i 1935 był dla Anglika niesamowity, z pomocą trzech hat-tricków oraz czterech występów z czterema golami Ted skompletował 42 bramki w 41 występach. Ale to nie uczyniło go lepszym od Lamberta. Dopiero dwa trafienia, po jednym w meczu o Charity Shield i rozgrywkach FA Cup, wprowadziły piłkarza na szczyt. Rekord 44 trafień w sezonie do dzisiaj straszy londyńskich napastników. Oczywiście, tym razem pełnoprawnie medal za jego pierwsze, a Arsenalu kolejne mistrzostwo zawisł na szyi superstrzelca.

Niemożliwego da się dokonać i historia „Kanonierów” zna coś takiego. W grudniu 1935 roku na Villa Park po raz pierwszy przyszło rywalizować Arsenalowi na ziemi Aston Villi. Ówcześni gospodarze dokonali poważnych wzmocnień za sumę porażającą, aż 24 tysięcy funtów, wszystko po to, by wydostać się ponad strefę spadkową. Niby mieli przed sobą mistrza Anglii, ale przyjechał on do Birmingham z kontuzjowanym Drake’em i bez Aleksa Jamesa, tamtejszego Dennisa Bergkampa i pierwowzór dzisiejszych skejtów ze względu na jego luźne spodnie, zwane baggami.

Jak się później okazało, Ted Drake wystąpił z lekko poturbowanym kolanem. Grając na luzie, Anglik pogrążył „The Villans” pierwszym hattrickiem już do przerwy. Drugie trio trafień dorzucił przed upłynięciem godziny. Gospodarze starali się bronić honoru z całych sił, ale tylko Palethrope’owi się udało. Drake, mając na koncie dwa klasyczne hat-tricki, bynajmniej nie zakończył koncertu. Jego kolejny strzał trafił w poprzeczkę i, odbity od linii bramkowej, wyszedł w pole. Jednak próba z doliczonego czasu gry zatrzepotała w siatce totalnie bezsilnego bramkarza Aston Villi. Angielskie żądło „Kanonierów” oddało tylko dziewięć prób w stronę bramki – siedem wpadło, jedna zaliczyła poprzeczkę (chociaż sam zainteresowany widział, że piłka po odbiciu minęła linię), a ostatnia znalazła się w rękach golkipera.


Mecz okazał się nieco proroczy. Aston Villa spadła z Division One, mając na koncie aż 110 straconych bramek, a Arsenal wzniósł FA Cup po jedynej bramce Drake’a w finale z  Sheffield United.

Siedmiobramkowy wyczyn Anglika był rekordem. W klubowych annałach widnieje niepobity do dzisiaj, jednak ówcześnie dość szybko znaleźli się chętni do zdetronizowania Teda. Już 12 dni później piłkarz o sympatycznie brzmiącym nazwisku trzecioligowego Tranmare United – Bunny Bell – okazał się lepszy od „Kanoniera”.

Ted Drake zdołał wygrać jeszcze jeden mecz przed pójściem do wojska, było to w sezonie 1937/1938. W pucharowym meczu przeciwko Reading napastnik doznał paskudnej kontuzji pleców i to ostatecznie zmusiło go do zawieszenia swojej kariery. Oficjalnie aż do zakończenia zmagań na froncie, czyli 1945 roku, był piłkarzem londyńskiego zespołu. Jak wiemy, podczas wojny rozgrywki zostały zawieszone. Rozgrywały się różne dziwne turnieje, jak np. Puchar Wojennej Ligi Piłkarskiej – dywizji południowej. Angielski napastnik dał się zauważyć na murawie podczas pokazowej gry West Hamu United.
Statystyki mówią, że Drake w barwach „The Gunners” wystąpił w 182 spotkaniach (ani razu jako rezerwowy) i zanotował aż 139 goli, co czyni go piątym strzelcem w historii klubu na równi z Jimmym Brainem.

Potężny snajper miał również swój epizod w reprezentacji Anglii. Już w pierwszym sezonie występów w Arsenalu został powołany do kadry synów Albionu, którą pod ścisłym zarządem FA trenował jeden z londyńskich szkoleniowców. Zadebiutował w 1934 roku w „Boju o Highbury”, który Anglicy wygrali 3:2 z Włochami, a decydująca bramka padła łupem Drake’a. (Warto zaznaczyć, że w tamtym spotkaniu na boisku ubranych w białe koszulki było aż siedmiu „Kanonierów”). Jego statystyki dla reprezentacji to pięć występów okraszone sześcioma golami.

Trudno o porównanie stylu obecnych strzelców do unikalnego Teda Drake'a. Anglik charakteryzował się wielką nieustępliwością, wolą walki. Twardo stał na nogach, mimo wielu kontuzji obrońcy musieli się bardzo napocić, by go dogonić. Imponował również petardami zapalanymi prawą nogą.

Na czas wojny Anglik spróbował swojej skuteczności za sterami znakomitych angielskich myśliwców, wstępując do Królewskich Sił Powietrznych. Jego statystyki nie są niestety znane.

Trzeba wspomnieć o zajęciach, jakich imał się zawodnik. Podczas treningów w Winchester City był zawodowym… gazownikiem. Później, zaczynając kopać w Southampton, piłkę nożną dzielił z… krykietem. Występował w drużynie Hampshire. Na początku przygody zdobył wraz z dwoma kolegami aż 86 punktów, czego nigdy przez sześć lat amatorsko-zawodowej kariery nie powtórzył. Jego statystyki to 15 meczów w ekstraklasie w latach 1931-1936. 45 punktów to jego najlepszy indywidualny wynik. Dostawał tam dziesięć szylingów za tydzień gry.

Po zakończonej wojnie w wieku 33 lat Drake postanowił spróbować swoich sił w trenerce, do uprawiania sportu nie nadawał się bowiem przez wysoką skłonność do kontuzji. Swoją przygodę rozpoczął w Hendon, którym dowodził przez niecały rok. Następnie przeniósł się do Reading, tam osiadł na pięć lat. Doprowadził zespół do finału play-offów o drugą ligę, ale przegrał decydujący mecz z Plymouth.

Mimo przegranej dostrzeżono w nim profesjonalistę i powierzono inny londyński klub – Chelsea. W tym momencie Ted Drake zaczął zapisywać swoje nazwisko na kartach innej drużyny ze stolicy. Anglik znacznie unowocześnił ówczesny futbol. Poświęcał więcej czasu na treningi z piłką, zaczął przyglądać się mniej znanym zawodnikom z niższych, a wręcz amatorskich lig. Unowocześnił także herb Chelsea. Jego zasługą było wprowadzenie lwa. Dzisiejszy wygląd emblematu „The Blues” to uproszczona Drake’owska wersja z lat 50. Za tą zmianą ruszyła również zmiana przydomka. Teraz nazywano graczy nie „Emerytami”, jak dawniej, tylko „Niebieskimi”.

Najważniejsza zmiana dotyczyła jednak nazwisk i stylu gry. To za sprawą eks-Kanoniera Chelsea sięgnęła po swój pierwszy i na długo, długo jedyny tytuł mistrzowski w 1955 roku (dopiero era Abramowicz – Mourinho sprowadziła tytuł z powrotem do gabloty Chelsea). Przez sześć kolejnych lat prowadzenia klubu menedżer nigdy nie był bliższy powtórzenia sukcesu. Doszło do tego, że pod koniec swojego czasu w Chelsea odpadł z FA Cup z przedstawicielem czwartej ligi – Crewe Alexandria. Kilka tygodni później władze pożegnały się z byłym napastnikiem.

Triumfem z ekipą „The Blues” Ted Drake wszedł do historii angielskiej piłki jako pierwsza postać, która sięgnęła po mistrzostwo kraju, czynnie kopiąc piłkę, a później nauczając, jak ją kopać.


Niespełna pięćdziesięcioletni Drake osiadł w następnym londyńskim zespole – Fulham. Powierzono mu drużynę rezerw, w której grał jego syn Bobby. Ostatecznie Ted porzucił trenerkę i zadowolił się posadą dyrektora, a następnie prezydenta „The Cottagers”. Jego kres przypadł w maju 1995 roku.

W mało medialnych czasach gwiazda Teda Drake’a świeciła bardzo mocnym blaskiem. Zapisał się w historii trzech londyńskich drużyn w niepowtarzalnych rolach. Do tej pory jego rekordy zostają niepokonane przez piłkarzy Arsenalu. Mimo względnej niechęci, jaką darzą się te stołeczne drużyny, postać Drake’a jest jedynym pojednawczym elementem w ich życiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz