sobota, 3 marca 2012

Sylwetka tygodnia: Drobny zwycięzca


Mnogość wyjątkowych piłkarzy, którzy w swojej karierze przywdziewali koszulkę z armatką, nawet na krótko, jest ogromna. Tym razem bliżej przyjrzymy się Emmanuelowi Petitowi, jednej z najlepszych, jak nie najlepszej lewej nodze w historii Arsenalu Londyn.


Okazja, by prześwietlić Francuza na wylot jest doskonała. Ostatnio, jak nigdy wcześniej, zabiera krytyczny głos, na prawo i lewo udzielając rad całemu organizmowi Kanonierów, od dyrektora, przez trenerów na piłkarzach kończąc. Szczególnie frustrujące może być to dla jego rodaka, Arsene'a Wengera - chociaż menedżer jak nikt inny jest przyzwyczajony do mocnych słów krytyki.

Urodzony 22 września 1970 roku Petit zaczął kopać piłkę jako junior w ES Arquies-la-Bataille, malutkim klubie niedaleko jego rodzinnego Dieppe. Ów miasto jest najbliżej położoną częścią kontynentu z Wyspami Brytyjskimi, w czasie II wojny światowej miał tam miejsce słynny rajd, który zakończył się totalną klęską wojsk sprzymierzonych. Dopiero po uzyskaniu pełnoletności został dostrzeżony przez wysłanników klubu z księstwa i szybko dołączył do AS Monaco. Ciekawym jest, że jest to kolejny gracz, który znajomość z mości Wengerem zawarł już we Francji, u progu lat 90.

Francuz szybko zadebiutował i niedługo później wystąpił od początku w finale Pucharu Francji. Następny sezon to jego podstawowa gra, mimo dopiero 19. roku życia. Początkowo ustawiany był w pierwszej linii przed bramkarzem - środek bądź lewa obrona to była koronna pozycja Emmanuela. Talent zawodnika promieniał coraz większym blaskiem, już rok po dołączeniu do Monaco zaliczył debiut w kadrze "Trójkolorowych". Na południu Francji Petit spędził osiem sezonów, zaliczając tym samym ponad 220 spotkań. Ze względu na specyficzną pozycję, bramek nie zdobył wiele. Przez ten czas tylko sześciokrotnie wpisywał się na listę strzelców. Ówczesne Monaco reprezentowało bardzo ładną piłkę, bohater naszego tekstu spotkał się tam nie tylko z przyszłym trenerem, ale także legendą Arsenalu - Thierry'm Henry'm. Śmiało można powiedzieć, że Wenger już od początku swoich trenerskich podbojów szkolił świetną młodzież. Wielu z jego podopiecznych to późniejsi mistrzowie świata. Prócz wyżej wymienionych, nasz menedżer dowodził takimi graczami jak Thuram, Djorkaeff, Klinsmann, Hoddle czy Weah. Wracając do młodego chłopaka z Dieppe, wraz z Wengerem sięgnął on po pierwsze lśniące honory: za ligę w 97 roku i Puchar Francji z 91 roku. W roku moich urodzin, 1992, został finalistą Puchary Zdobywców Pucharów, w ostatnim meczu jego Monaco poległo z Werderem Brema.

Przesyt francuską trawą przypadł na rok 1997. Poważna oferta przyleciała również z Wysp, ale nieco bardziej na północ - ze szkockich Rangersów. Francuz zdecydował się, że powędruje bliżej domu, choć za wodę. Jego umiejętności wyceniono na 2.5 miliona funtów i Arsene Wenger po raz drugi przyjmował zawodnika pod swoje skrzydła. Postać francuskiego mentora z pewnością jest wyjątkowa w życiu piłkarza. Bardzo podobna sytuacja dwa lata później będzie dotyczyła Thierry'ego Henry'ego. Wenger przesunął monakijskiego obrońcę do przodu, dołączając do młodego Patricka Vieiry, ryglując środek pola.

Przygoda w północnym Londynie to czas najowocniejszy dla piłkarza - pod każdym względem. Zacznijmy od strony sportowej. 1997-2000, w tych latach Petit występował w północnej części Londynu. Zaraz po przyjściu i wstąpieniu do pierwszej jedenastki sięgnął z kolegami po podwójną koronę. Zwycięstwo w lidze i FA Cup, a później sięgnięcie po Charity Shield było wszystkimi sukcesami Petita w czerwono-białych barwach. Wybitny duet stworzył z Vieirą, rozumiejąc się prawie jak bracia. Dopełniali się znakomicie zarówno w środku pola Kanonierów, jak i w reprezentacji czy życiu poza piłkarskim.


Warto przytoczyć pewną historię opowiedzianą przez Emmanuela, która bardziej, co prawda, dotyczy Iana Wrighta, ale na światło dzienne wyszła za sprawą Francuza. Wyjazd, jakiś mecz pewnie poza domem, wszyscy grzecznie siedzą na fotelach autokaru, tylko krnąbrny, acz równie legendarny napastnik wstaje i zarzuca marynarkę na głowę kierowcy całkowicie uniemożliwiając mu kierowanie. Po kilku sekundowym jechaniu na ślepo, kierowca w końcu depnął z całej siły na hamulec - tzw. hamowanie awaryjne, jak uczą na kursach.. Wszystkim w fotelach nic się nie stało, tylko czarnoskóry napastnik wyleciał przez przednią szybę i rozpłaszczył się na niej w stylu muchy.

Kilka lat po zawieszeniu butów na kołku, w jednym z ekskluzywnych wywiadów zawodnik przyznał się, że podczas gry w barwach Arsenalu, ale już po zwyciężeniu w mundialu z 1998 roku, Petit wpadł w dość dziwne towarzystwo. Polubił elitarne balangi na wynajmowanych przez ohydnie bogatych Arabów. Oczywiście, nie szczędził opisów - kilogramy darmowej amfetaminy na stołach, piękne kobiety na kolanach i morze przeróżnych trunków. Jak wiadomo, bohater naszego tekstu stronił od wszelkich używek, ale sam fakt bycia rozpoznawalnym i zapraszanym był wyjątkową nobilitacją.

Francuz wytrzymał w północnym Londynie do 2000 roku. Wtedy, wraz ze znakomitym Marciem Overmarsem został przygarnięty przez Barcelonę. To dowód, że Katalończycy systematycznie, co jakiś czas posilają się zawodnikami mającymi w CV zapisany Arsenal Londyn. Kanonierom udało się zarobić na transferze piłkarza 4,5 miliona funtów.

Tęsknota do angielskiej pogody od początku ciążyła Emmanuelowi. W słonecznej Hiszpanii spędził jeden sezon, przykry, bo ciągle trapiony poważniejszymi urazami Petit nie miał pewnego miejsca w drużynie. Poza tym znów cofnięto go do linii obrony, gdzie z trudem przychodziło mu rozgrywanie piłki. W swojej biografii napisał, że ówczesny trener "Blaugrany" - Lorenc Serra Ferrer nie widział, gdzie po boisku Petit tak naprawdę biegał w Anglii.

Niejednokrotnie na zachód Europy przyjeżdżali angielscy menedżerowie, oglądając co jeszcze potrafi ten piłkarz pełen sukcesów. Był Arsene Wenger z Davidem Deinem. Był sir Alex Ferguson, ale to Claudio Ranienri zaproszony na wspólny obiad z Petittem chwilę później zakontraktował go do swojej Chelsea. W barwach "The Blues" francuski pomocnik spędził trzy sezony, będąc głównym ogniwem klubu. W samej tylko Premiership zdobył dwie bramki - jedną w ligowej potyczce przeciwko Kanonierom. Zaraz po przybyciu na Stamford Bridge stanął przed szansą sięgnięcia po raz drugi w karierze po FA Cup, ale sprzed nosa trofeum sprzątnął mu Arsene Wenger.

Koszmarna kontuzja powoli uniemożliwiała zawodnikowi grę na najwyższym poziomie. W 2004 roku za darmo miał znów zasilić Arsenal, ale nie sprostał testom medycznym, do zmiany otoczenia nie doszło. Nie chcąc się pogodzić z okrutnym losem, Petit podjął treningi z Boltonem, lecz chora noga totalnie uniemożliwiła mu grę.

Najlepszy okres gry w piłkę dla tego zawodnika to dwa lata, 1997 i 1998. Wtedy to zdobył mistrzostwo ligi z Monaco, założył podwójną koronę w Anglii zasłaniając się Charity Shield i wygrał mundial! Jak sam później mówił, osiągnął wszystko, był na samym szczycie piłkarskiej piramidy. z "Trójkolorowymi" sięgnął jeszcze po mistrzostwo Europy w 2000 roku. Pod koniec XX wieku był jednym z najbardziej rozpoznawalnych francuskich piłkarzy. Jego bramka w finale mundiali na francuskiej ziemi była ogromnie symboliczna - ostatnia, którą strzelono w zmaganiach mistrzostw świata w drugim milenium, a także tysięczna w historii FFF, Francuskiego Związku Piłki Nożnej.


Umiejętności charakterystycznego gracza najłatwiej obrazują momenty, gdy po murawie biegał w czerwono-białej koszulce Arsenalu Londyn. Niesamowita lewa noga, z której albo lecą petardy, albo dokładne, długie krosy za plecy zdezorientowanych obrońców. Oczywiście, oglądając teraz te asysty wiem, że obecna defensywa Stoke nie miała by większych problemów przed zapobieganiu goli. W Arsenalu dosłużył się pseudonimu "Gypsy", ze względu na charakterystyczną fryzurę. Sam niejednokrotnie podkreślał wartość wyglądu w dzisiejszych czasach. Długie włosy nie przeszkadzały mu wcale, tylko ciężko grało się głową. W jego narodowym języku "petit" znaczy mały, drobny. Sam zawodnik był ogromnym przeciwieństwem tego słowa.

Petit obecnie zajmuje się komentowaniem meczów dla francuskich mediów, występuje tam w roli eksperta. Jest żonaty. Jego brat piłką zajmował się amatorsko i zginął niemalże na boisku. Również Francuz mocno udziela się w środowiskach charytatywnych. Klasyczny już fakt, ścięcia swojego blond kucyka za 34 tysiące funtów i przeznaczenia tej sumy na działania dobroczynne. Zawsze na boisku występował z 17 na plecach.

Spośród wielu słów, jakie wygłosił, nawet ostatnio, to jedno zdanie Francuza najszybciej zapada w pamięć:
Kocham Anglię z jednego, prostego powodu. Tamtejsze kobiety mają niesamowicie piękne piersi.
 Ale mimo to, od wielu lat wierny jest jednej kobiecie - francuskiego podchodzenia - Agathe de la Fontaine



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz