poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Gloria Victoribus


Dla większości z nas to był pewnie jeden z najlepszych prezentów, jakie na Święta przyniósł Zajączek. Arsenal po palce lizać grze, pokonał dołujących The Citizens i wyrwał ich z pięknego snu o tytule. Czyżby Emirates Stadium powoli stawało się gruntem, który pozbawia nadzei drużyn walczących o mistrzostwo?

Widocznie mój poprzedni tekst o powodach, dla których Kanonierzy zwyciężą w szlagierze, nie był górnolotny, bezpodstawny i pisany pod wpływem szaleńczych emocji. Statystyki się potwierdziły - goście nie wygrali u nas w lidze już od 38 lat, przez ostatnie pięć spotkanań nawet nie trafili do naszej bramki. Twierdza Arsenal - nowemu stadionowi powoli nadajemy odpowiednie przymioty, a naszym piłkarzom zaczyna się tam świetnie grać. Przez kilka sezonów, owszem, gramy i wygrywamy na Ashburton Groove, ale większość może się ze mną zgodzić, że na Arsenal dalej patrzy się i wzdycha przez pryzmat o nieistniejącym już formanie Highbury. Teraz to się zmienia, a przede wszystkim za sprawą świetnych kibiców. Patrząc przez ilość miejsc na naszym stadionie i atmosferę tworzoną przez fanów - jesteśmy najgłośnieszym stadionem w całej Premier League!

Wczorajszy mecz jest zdecydowanie numerem 1 ze spotkań tego sezonowych. Wyżej oceniłbym jedynie pierwszą połowę z europejskiej potyczki z AC Milan, ale to był wycinek, jedynie 45 minut świetnej gry. Przeciwko City, Kanonierzy ostatecznie pokazali nam, że przeszli wszelkie trudności i o kryzsysie z początku sezonu i stycznia nie ma i nie będzie już śladu. Środek pomocy grał jak za starych, dobrych czasów, kiedy bezsprzecznie rządziliśmy w tym sektorze i rozdawaliśmy karty. Atmosfera w zespole jest świetna i było to widać, jak nasi piłkarze podeszli do tego spotkania. Wyglądało to trochę na odwrócone role. To chyba my walczyliśmy o mistrza, a City probówało nie wypaść z wyścigu o Ligę Mistrzów.

Najlepiej zagrał nasz klub "30", czyli trójka trzydziestolatków - Benayoun, Rosicky i Arteta. Wczoraj na boisku zostawili  wiele zdrowia. Przyznam się, że przez cały czas trwania przygody Czecha z Arsenalem nie widziałem u niego takiego zaangażowania, takiej mądrości. Świetna dyspozycja tego tercetu płynęła przede wszystkim z wieku i pewności siebie - doświadczenia. Świetne ustawianie się, czytanie gry, przechwyty i harmonijne przechodzenie z defensywy do ataku podbiły moje serce.

Jest jeszcze jeden bohater wczorajszej batalii. Od dłuższego czasu zbieram się do napiasania tekstu właśnie o Alexie Songu. Sepcyfika jego pozycji jest taka, że dość często nie zauważamy go i cała jego praca zostaje przemilczana lub niedoceniona. Prawda jest taka, że w całej Anglii nie ma lepszego defenswynego pomocnika. Kameruńczyk wczoraj zagrał jedne z lepszych zawodów w tym sezonie. Nie wiem co robił lepiej i co pochwalić w pierwszej kolejności - rozporowadzanie gry czy zatrzymywanie przeciwnika. W Arsenalu piękne jest to, że każdy odpowiada za kreowanie gry i stwarzanie sytuacji kolegom, nie ściśle piłkarze środka boiska.

Już ocieramy się o sedno tego tekstu - Gloria Victoribus! Chwała Zwycięzcom! Każdemu z nas podczas wczorajaszego spotkania przyszła pewnie taka myśl do głowy  - 'dlaczego nie gramy tak odpoczątku?', 'dlaczego dopiero teraz?'. Musimy zdać sobie sprawę z jednego - nie mamy szans na mistrzostwo z prostych, logicznych powodów. Za wąska kadra, za mało uzdolnionych piłkarzy, inne priorytety. Gdyby Wenger zaraz w pierwszych kolejkach tak rozkręcił naszą maszynę, to dołek pojawiłby się teraz i nie byłoby w tym nic dziwnego. Osobiście tego nie żałuję, ba, tak wiele radości przynoszą mi takie jednorazowe wyskoki, jak zwycięstwo nad Manchesterem City. To obchodzenie się z futobolówką, to konstruowanie koronkowych akcji, skuteczna defensywa i prawdziwe, szczere zaangażowanie w sprawę.

Nie potrzebuję pucharów, nie chcę być najlepszy w przeciągu całego roku rozgrywek. Piłka, w którą grali Kanonierzy z meczu z Chelsea, Milanem, Manchesterem City w zupełności mi wystarcza i usatysfakcjonowuje! Wtedy czuję się takim Kanonierem z krwi i kości. Bo prawdopodobnie nasz zespół nigdy nie pozbędzie się łatki i porównań z Dream Teamem skonstruowanym na początku XXI wieku. Cieszy mnie to, że momentami tamten Arsenal powraca i cieszy tak samo!

1 komentarz:

  1. Jeszcze Sprus przegrali :D lepszych świąt nie mogło być :)

    OdpowiedzUsuń