niedziela, 26 lutego 2012
Cierpliwość po boltońsku
Ślepe zaufanie i poparcie Owena Coyle’a doprowadziły klub nad przepaść. A ta jest głęboka i kończy się śmiertelnym upadkiem. Jak długo kibice będą musieli tolerować głupkowaty uśmiech menedżera? Jakby same wyniki nie były odpowiednim powodem do wstydu.
Angielska piłka ma kilka drużyn, które co roku maskują wolę walki o Ligę Europejską, zapowiadają bałaganić szyki topowych klubów, ale jakby z pewną taką nieśmiałością dają sobie czas do następnego sezonu, by ślepą grę zacząć od początku. Są to ekipy zbyt mocne, by dostarczać punktów na prawo i lewo, ale ciągle miękną im kolana na widok znanych marek. Głównie mam na myśli takie nazwy jak: Bolton, Everton, Blackburn, Tottenham, czyli odwieczny skład angielskiej ekstraklasy. Oczywiście, od czasu do czasu rzeczywistość płata figla i taka drużyna przeczy mojej tezie – na przykład West Ham, Newcastle, a w drugą stronę – „Koguty”.
Klub z północno-zachodniej części Anglii był taką właśnie drużyną, która, jak małe dziecko wdrapujące się, by wyjrzeć za płot, od czasu do czasu podskakiwała poważniejszym klubom, ale generalnie znała swoje miejsce w szyku. W Premiership występuje nieprzerwanie od dziesięciu lat. Od tego czasu zaskakuje i zawodzi, średnia pozycja z tej dekady to dwunastka. Dwukrotnie „Kłusaki” grały w Pucharze UEFA. Typowy angielski średniak, który jednak dość mocno zakorzeniony jest w tej najnowszej historii angielskiej ekstraklasy. Przez cały ten czas tylko trio menedżerów prowadziło piłkarzy z Reebok Stadium – cała trójka w ostatnich czterech latach.
Owen Coyle przyszedł tydzień po Nowym Roku tamtego sezonu. Przejął zespół po Garym Megsonie, który sprowadził zespół do otchłani ligowej tabeli. Poszło także o kasę. Zdeterminowane władze sięgnęły po Coyle’a, który bardzo fajnie zaprezentował się z Burnley, wprowadzając je do ekstraklasy i stawiając niełatwe warunki o wiele silniejszym rywalom. Dodatkowy smaczek tkwił w przeszłości menedżera, który przez dwa lata aktywnej kariery strzelał bramki dla „Kłusaków”. Zespół z północno-zachodniej Anglii zakończył sezon na pozycji numer 14. Cudowna broń w postaci trenera zadziałała. Jednak następny sezon powinien zaniepokoić kibiców, bo drużyna zakończyła go w mało powalającym stylu. Wyrok – miejsce 14., poniżej beniaminków z Newcastle i West Bromwich.
Dochodzimy do sedna, czyli obecnych rozgrywek, które w wykonaniu Boltonu są żenujące. Klub przegrywa spotkania seryjnie, dostając w siedmiu początkowych meczach dwa razy po piątce. Zwycięstwa zalicza z QPR i Wigan, co jest wręcz konieczne dla drużyny z taką marką i z takimi twarzami. Zresztą mecze z pełną pulą możemy łatwo wyliczyć – potem było Stoke, Blackburn, Everton i Liverpool, ot całe 26 spotkań. Tak, jedyna nauka, jaka z tego płynie, to kompletna dominacja w mieście Beatlesów. A’propos Evertonu. Od kilku lat paka Moyesa przeżywa fatalne początki sezonu – teraz jest już w pierwszej połówce.
Zastanawiający fakt, że pomimo naprawdę dobrych nazwisk, piłkarze Boltonu grają fatalnie. Wygląda to jak bunt! Ślamazarne akcje, bez polotu i pomysłu przeprowadzane ataki, niepoukładana gra w defensywie, proste błędy, dziwna presja przed najcieńszymi rywalami – to wszystko brzmi bardzo tajemniczo. Przy tym ogromnie dziwi postawa samego trenera, który, przegrywając z najgorszym Wigan, dalej uspokajającym uśmiechem tłumaczy: „Nie martwcie się, mamy czas na utrzymanie w lidze”. Bomba tyka, ale Szkot dalej cieszy się zaufaniem góry, bo przecież niespełna dwa lata temu Megson w identycznej sytuacji wyleciał. Trzeba oddać trenerowi to, co jego – po 26 kolejkach w sezonie 2009/2010 „Kłusaki” również dryfowały w strefie spadkowej, mając tylko trzy oczka więcej niż teraz.
Najwidoczniej były szkocki napastnik chce udowodnić wszystkim, że jest specjalistą wytrzymującym największą presję i działającym najefektywniej, gdy w ręku ma reklamówkę pełną trotylu z huraganowo palącym się lontem. Zimowe okienko transferowe „Kłusaki” spędziły spokojnie, pozbywając się najlepszego ogiera w stajni, bo ten nie chciał przedłużyć kontaktu. W zamian Coyle sprowadza do swojej stadniny graczy o wątpliwej reputacji lub wypożycza źrebaki. W tym samym czasie zapierające się nogami, rękami i… Queen’s Park Rangers kupuje na potęgę, by nie wpaść do strefy spadkowej, bo to jest jak z najgorszym uzależnieniem – wejść łatwo, ale wydostanie się graniczy z cudem i jest związane z wielką pracą, czego w mieście Bolton nie zaobserwowaliśmy. A Owen tylko się uśmiecha i powtarza – „mamy czas!”.
Pogoda ducha i uśmiech na twarzy Szkota bierze się właśnie z tej dużej ilości wolnych chwil, bo sztuką jest, by w tak pędzącym świecie móc rozkoszować się wolnym czasem. Do pozazdroszczenia! Jednak ja mam pomysł, co z tym fantem uczynić. Zawsze można poszperać na rynku piłkarskim, dłużej trenować czy choćby szukać nowych rozwiązań – powinno pomóc!
Bolton ma drugą najgorszą obronę w lidze, aż 54 stracone gole, podczas gdy dziewiąty Everton wpuścił tylko 27 goli. Ze strzelonymi też nie jest najlepiej – 29 piłek w siatce stawia „Kłusaków” na końcu trzeciej ćwiartki tabeli. A przecież Coyle był prawie wybitnym napastnikiem, rozegrał w karierze ponad 660 meczów z lekko ponad 240 bramkami, generalnie w zespołach niższej marki i głównie szkockich. Największy postęp ekipa zrobiła w postrzeganiu swojego stadionu. Ubiegły sezon to tylko cztery porażki na Reebok, dzisiaj to najłatwiejszy grunt w całej ekstraklasie. Menedżer w styczniu nawoływał piłkarzy do podniesienia rangi własnego klepiska – kopacze usłuchali i ograli Liverpool, by trzy tygodnie później zostać rozbitym przez „The Latics”.
Najnowsza historia uczy, by dalej cieszyć się z rangi ekstraklasowca, trzeba zdobyć co najmniej 35 oczek. To aż 75% obecnej puli w 12 pozostałych pojedynkach. Kluczowe będzie przyjęcie QPR już 10 marca na swoich włościach. Patrząc na poprzednie sezony, drużyny, które na mecie rozgrywek mogły odetchnąć z ulgą, miały po osiem zwycięstw na swoim koncie. To niewiele przy obecnych sześciu piłkarzy z Reebok. Jednak w tamtych przypadkach decydowały wymęczane remisy. Rok temu „Wolves” przy siedmiu podziałach punktów zwyciężyło aż 11 spotkań. Bolton obecnie spotkań bez rozstrzygnięcia ma aż dwa. Owen Coyle, który początkowo okazał się zbawieniem, teraz wydaje się przekleństwem własnej stajni. Ale spokojnie… przecież mamy czas by wygrywać, panie Coyle!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Bolton utrzyma się jeszcze w angielskiej ekstraklasie mówie wam, mam takie przeczucie.
OdpowiedzUsuń